Translate

czwartek, 4 kwietnia 2013

Nasz pierwszy raz

Dzień zaczął się dosyć szybko bo o 7:30, a nie o 11:00 czy jeszcze później do czego się przyzwyczailiśmy przez pierwsze dni pobytu. Ale tego dnia nikt nie odczuwał zmęczenia czy żalu o tak wczesną pobudkę. Na ten dzień długo czekaliśmy. Nasz pierwszy zjazd do tunelu.
Zbieraliśmy się o 8:30 w naszym baraku, zwanym ambitnie biurem. Stamtąd pojechaliśmy do wejścia 5.6 tuż przy eksperymencie CMS, którego niestety tego dnia nie mogliśmy zobaczyć z powodu jakichś testów. Żeby wejść trzeba było zrobić szereg czynności: zeskanować dozymetr, spojrzeć głęboko z wytrzeszczem oczu, by maszyna zrobiła zdjęcie naszej siatkówki oka i porównała czy właściciel oka i dozymetru jest ten sam, poza tym musieliśmy pamiętać o posiadaniu ze sobą butów z utwardzonym przodem, kasku z latareczką oraz marki tlenowej. Dopiero mając cały taki zestaw mogliśmy się udać do windy, która zawiozła nas około 130 metrów pod ziemię. Ciekawostka - jechaliśmy nie dłużej niż 8 sekund ! Zmiana ciśnienia była bardzo odczuwalna, poprzez zatykające się uszy i ogólne dziwne uczucie, którego raczej nie umiem opisać. Po zjeździe znaleźliśmy się w jedynym w pełni bezpiecznym (jeśli o czymkolwiek można tam tak powiedzieć) miejscu. Pomieszczeniu nadciśnieniowym. Długim na 6, szerokim na 4 i wysokim na 3 metry. Były z niego tylko 3 wyjścia. Pierwsze to winda, z której właśnie wyszliśmy, drugie to drzwi prowadzące na klatkę schodową i oczywiście trzecie - upragnione - prowadzące do tunelu akceleratora LHC.
Pierwsze wrażenie nie było zbyt oszałamiające. Bo to tylko niebieska (albo szara) rura. Ale gdy zaczęliśmy iść wzdłuż w stronę wejścia 6, po kilkuset metrach zaczęło oszołamiać swoim ogromem. Jak długo byśmy nie szli, to nic się nie zmieniało. Cały czas końca widać nie było. Co chwilę pojawiały się tylko żółte lampki sygnalizujące alarm oraz syreny a także tzw. Czerwony telefon który łączy tylko i wyłącznie z CERN'owskimi strażakami gotowymi na każdą ewentualność. Co 150 metrów pokazana jest tabliczka z odległością do wyjścia w lewą i w prawą stronę. Na przykład wyjście 6  w lewo 3063m, wyjście w prawo 222m. Zrobię zdjęcie następnym razem i Wam wrzucę.
Pobyliśmy w tunelu z godzinę, zrobiliśmy z 1300metrów i wyruszyliśmy w drogę powrotną. Mieliśmy lekko pod górę, ponieważ tunel na całej swojej długości ma stałe nachylenie, dokładnie 2° różnicy poziomu pomiędzy najwyżej i najniżej położonym punktem tunelu. Ale odległość do pokonania, by wydostać się na powierzchnie ziemi jest o wiele bardziej zróżnicowane, w zależności od miejsca zjazdu (jest ich 8) jest to od około 75metrów do nawet ponad 150metrów !

To tyle na dzisiaj. Przepraszam wszystkich którzy na tego posta czekali, ale tak się obraziłem na bloga że głowa mała :)

Buźka !

3 komentarze:

  1. O wow. Dziękuję Ci za tą relację. Zupełnie jakbym tam był.

    OdpowiedzUsuń
  2. Były z niego tylko 3 wyjścia. Pierwsze to winda, z której właśnie wyszliśmy, drugie to drzwi prowadzące na klatkę schodową i oczywiście trzecie, którego nikt z nas nie chciał doświadczyć - w worku.
    Jay Wojt powinieneś być tym Wołoszańskim, to od razu byłoby weselej xD.
    Chciałbym kiedyś zobaczyć tą kiszkę na własne oczy xD

    OdpowiedzUsuń